W 2010 "Gazeta Wyborcza" napisała, że policja i służby specjalne, podczas rządów PiS, zbierały informacje o połączeniach telefonicznych 10 dziennikarzy. Wśród nich był Andrzej Stankiewicz z "Newsweeka".
Te rewelacje Stankiewicz skomentował na portalu "Newsweeka" następująco: "To jakiś matrix. Ziobro przygotował aferę gruntową, Ziobro doprowadził do przecieku w tej sprawie, a źródeł przecieku szukał w moim telefonie. To żałosne. Panie Ziobro, jeśli podniecają pana moje billingi, to chętnie je panu dam. Panie Zbyszku, pan się nie boi". Właśnie za te słowa, były minister sprawiedliwości pozwał dziennikarza. Ziobro chce przeprosin i 50 tys. zł odszkodowania.
Adwokat Ziobry podkreślił, że wypowiedź Stankiewicza narusza godność europosła. Jak wyjaśnił dla "Gazety Wyborczej", akcję przeprowadziło CBA, a dziennikarzy inwigilowała ABW. A nie - jak sugeruje Stankiewicz - Ziobro.
- Miałem na myśli polityczną odpowiedzialność, a nie konkretne działania - wyjaśnił dla "GW" Stankiewicz.
Nie rozumiem dlaczego Zbigniew Ziobro tak się denerwuje i próbuje swoje racje udowodnić w sądzie, jest znany z tego, że lubi słuchać nagrań i kolekcjonuje gwoździe do swojej kolekcji..... niech się rzeczywiście przełamie i śmiało poprosi dziennikarza jeżeli ten udziela zgodę..... swoją drogą jak na człowieka, który zrobił z ministerstwa sprawiedliwości prywatny folwark powinien pamiętać, że każdy kolejny przegrany proces w tym temacie może mu tylko zaszkodzić.... lepiej zadbać o to, żeby uciszyć temat i zapomnieć o nim.... czy to możliwe.... nie w przypadku gdy cały internet doskonale to pamięta.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz